Wszystko zaczyna się z pierwszym krokiem postawionym na wyspie Bali. Nie jest istotne to czy przylecialo się samolotem czy przypłynelo łodzią. Każde miejsce, w którym może pojawić się turysta jest obstawione, a niezłomni łowcy czekają na swoje ofiary cierpliwie i zawsze z uśmiechem.

Niemalże każde zakupy (te świadome, chciane lub niechciane) są wyjątkowym doświadczeniem na Bali a wszystko to dzięki jej mieszkańcom. Turystyka oraz oczywiście handel są na Bali najmocniejszymi sektorami. Często nie mogliśmy oprzeć się wrażeniu, że praktycznie wszystko na Bali może być na sprzedaż a turyści są tu na wagę złota (w oczach Balijczyków są również chodzącymi woreczkami ze złotem). Raz jechaliśmy na skuterach i zatrzymaliśmy się dosłownie na moment by sprawdzić trase, a tu ni skąd ni zowąd pojawił się Balijczyk na skuterze, który już chciał nam coś sprzedać. Tego samego dnia stojąc na światłach mieliśmy niemalże taka samą sytuację.

Indonezyjczycy lubią się targować. We wszystkich lokalnych sklepikach i biurach turystycznych można negocjować cenę i oczywiście należy to wykorzystywać, ponieważ ceny często zawyżane są kilkakrotnie (a czasem nawet dziesięciokrotnie!). Zatem targujemy się o wszystko – o bzdety, bibeloty, taxi, nocleg i oczywiście o cenę wycieczki.

Nasze przeurocze sprzedawczynie: Pani od bransoletek oraz Pani masażystka i fryzjerka w jednym

Taxi, taxi!
Sarong for your sexy boom!
Massage! Maybe foot massage? Very cheap!
Sunset price!

Balijczycy są niezwykle przyjaźni i życzliwi ale wiedzą równiez jak wykorzystać okazje i polować na swoje zwierzyny. Jakikolwiek kontakt wzrokowy i już się jest w grze.

Skad jesteś? Jak długo jesteś na Bali? Można wejść i obejrzeć. O koszulka, mam też taką i taką. Ile byś za nią dał?

Balijczycy lubią sobie pogawędzić podczas transakcji. Są ciekawi turystów, skąd się pochodzi, jest to dla nich całkowicie naturalne jak zaczną pytać o rodzinę, dzieci, partnera. Jednak kraj pochodzenia jest tu najważniejszy, ponieważ jest on kluczowy podczas wyceny danego towaru. Japończycy i Koreańczycy w tej całej zabawie są najbardziej poszkodowani. Balijczycy wiedzą, że targowanie nie jest najmocniejszą stroną Japończyków, którzy zazwyczaj są onieśmieleni i speszeni całą sytuacją. Japończycy po prostu nie potrafią się targować i dlatego podaje im się najbardziej zawyżone ceny, ponieważ można najwięcej ugrać. Więc są oni najbardziej wartościowymi klientami (o czym otwarcie mówią sami Balijczycy). Również Szwajcarzy są wysoko wyceniani na balijskim turystycznym markecie, ponieważ uważają ich za bogaczy. W momencie, gdy podczas którejś rozmowy sprzedawcy dowiedzieli się, że mieliśmy jakikolwiek związek ze Szwajcarią (co było dla nich równoznaczne z tym, że stamtąd pochodzimy), ceny szybowały z prędkością światła. Mieszkańcy Europy Zachodniej (w tym chyba najbardziej Brytyjczycy) również wyceniani są dość wysoko ale z tego co się zorientowaliśmy, to również się targują, więc nie jest tak łatwo : ) Polska i Turcja są widziane jako mniej zamożne kraje, więc czasem mogliśmy sobie pozwolić na większy rabat.

Niemalże każda transakcja związana była z żartami. Najlepszym ku temu miejscem była plaża w Kucie, gdzie przychodziliśmy niemal codziennie podziwiać zachód słońca. Ponieważ zawsze odwiedzaliśmy to samo miejsce, to spotykaliśmy się z tymi samymi sprzedawcami – Pani handlująca bransoletkami, dwie Panie z sarongami, Pan od kapeluszy i Pan z drewnianą dmuchawką oraz Panie masażystki. Najlepsze jest to, że gdy zacznie się rozmawiać z jednym, to za parę chwil, nie wiadomo skąd pojawia się co najmniej 3 innych sprzedawców. Wyrastają jak spod ziemi!

Ofiary schwytane!

Pierwszego wieczoru skończyło się tylko na miłej pogawędce z Panią od bransoletek. Jednak drugiego wieczoru nie udało nam się tak łatwo wymigać. Nawet nie wiem od czego się to wszystko zaczęło. Pani od bransoletek przyszła pogawędzić i oczywiście sprzedać parę bransoletek. Zaczęliśmy z nią żartować i śmiać się. Onur skierował całą uwagę na Konura, który w sumie zaczął rozważać kupno bransoletki i to on jako pierwszy się wyłamał. Następnie pojawił się Pan z kapeluszami (ceną wyjściową było 150 000 rupii, a najlepsza jaką udało nam się wynegocjować to 25 000…). Za chwilę pojawiła się Pani z sarongami, nieustannie krążyła Pani masażystka, ale i tak Pan z dmuchawką był najlepszy, który zawsze raczył nas małym pokazem – wysuwał swojego klapka, dmuchał w dmuchawkę i pokazywał jak rzutka pięknie przebija klapka. Następnie wyjmował małe zawiniątko, by pokazać jak wspaniale to się wszystko składa i może się zmieścić nawet w damskiej torebce. Jest pięknie, zabawa się rozkręca na całego.
Podczas jakiejkolwiek próby zejścia z ceny sprzedawcy lamentują niesamowicie, my im wtórujemy i mówimy, że jesteśmy biedni, potem wszyscy zaczynają żartować, oni mówią że nie mają pieniędzy i że tak nie można. Jak się pokaże mniejsze zainteresowanie towarem to zawsze łatwiej można zejść z ceny. Jednak nejlepszym argumentem jest stwierdzenie, że inny sprzedawca dokładnie to samo sprzedawał za taką i taką cenę. Z takim argumentem nie można już dyskutować. Bo w sumie jak co można dalej począć? Jeśli zależy nam na jakiejś pamiątce, to warto zrobić wcześniej mały rekonesans i zorientować się w cenach. Bez obaw, towaru nie zabraknie.

Nasze zdobycze! Dwie bransoletki i kapelusz

Jednego dnia musieliśmy zmienić lokum w Kucie i chodziliśmy z plecakami po mieście. Biały człowiek z plecakiem nie może się opędzić od taksówkarzy. Wszyscy oferowali nam transport z częstotliwością co 2 metry. Trochę zmęczeni tym wszystkim postanowiliśmy przyjąć inna taktykę. Onur napisał na chusteczce z kawiarni „NO TAXI”, którą trzymał na plecaku z przodu i szedł jako pierwszy. Uzbrojeni w naszą nową tarczę obronną wyszliśmy na miasto. Nie spodziewaliśmy się takich pozytywnych reakcji! Balijczycy śmiali się, żartowali, machali do nas, zagadywali, byli niezwykle rozbawieni całą sytuacją i my również. Czegoś takiego chyba jeszcze nie widzieli. A najśmieszniejsze w tym wszystkich było to, że sami taksówkarze od czasu do czasu trąbili do nas rozbawieni i śmiejąc się pokazywali podniesione kciuki do góry. Chyba bardzo im się ten pomysł spodobał : D

NO TAXI

W Indonezji odwiedziliśmy tylko 3 wyspy i z takim wyjątkowym podejściem do białego klienta spotkaliśmy się tylko na Bali. Na Gili praktycznie się nie targuje, na Jawie ceny nie są aż tak masakrycznie zawyżane i targowanie znosi się głównie do niewielkiego rabatu. Może związane to było z tym, że Jawa jest mimo wszystko mniej popularna wśród zagranicznych turystów.

Nasza Pani od bransoletek na plaży w Kucie

Więcej o Indonezji znajdziesz tutaj:

Raj na Bali
Kawowe ferrari
Siostry Gili
Jawa
Garstka informacji o Indonezji

GALERIA

[AFG_gallery id=’11’]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj