Ah to jedzenie! Czasem mieliśmy wrażenie, że dla Singapurczków jedzenie zdaje się być sensem istnienia i nie ma się co dziwić. W Singapurze niemalże każde podniebienie znajdzie coś dla siebie i to w najlepszym wydaniu, o czym mogliśmy się przekonać na własnej skórze. Nawet jak to piszę to aż cieknie mi ślinka na wspomnienie niektórych potraw. Można tu znaleźć dania europejskie, indyjskie, przysmaki z Bliskiego Wschodu i oczywiście chińskie specjały! Tych parę przysmaków, o których tu wspominam, to tylko wierzchołek ogromnej góry lodowej.

W dzielnicy Little India można znaleźć przede wszystkim kuchnię tamilską. Indii jeszcze nie odwiedziliśmy lecz w Malezji pokochaliśmy indyjskie jedzenie, dlatego w Singapurze często odwiedzaliśmy indyjskie knajpki. Przypadkowo odkryliśmy jedną restaurację, która nam przypadła do gustu – Sakunthala. Lokal nie wygląda porywająco ale ich zestaw tandoori chicken z przeróżnymi sosami był po prostu przepyszny. Mało tego, można liczyć na dokładkę ryżu bądź chlebków.

Indyjskie specjały, raj da podniebienia, za tym chyba tęsknimy najbardziej!

Maria polecała nam ZamZam, tanią knajpkę z jedzeniem z Bliskiego Wschodu. Ich przysmakiem jest murtabak, czyli smażony cieniutki placek podawany z mięsem. Do tego biryani (ryż zasmażany, który jest indyjskim przysmakiem) i singapurska kawa kopi lub herbata. Czyli ogólnie kulinarny miszmasz ale jaki dobry. Ten singapurski murtabak bardzo nam smakował. Można zamówić wersję z kurczakiem tandoori, wołowiną lub jeleniem (nie wiem skąd oni wzięli w Singapurze tego jelenia prawdę mówiąc…).

Pan przygotowuje murtabak w knajpce ZamZam

Jednego wieczoru przechadzając się po okolicy Whampoa trafiliśmy do chińskiej piekarni Sing Hon Loong Bakery, która na pierwszy rzut oka wygląda jakby była żywcem wyjęta z innej epoki. Podobno w tej dzielnicy jest ona od zawsze i nikt nie pamięta jej początków. Wprawdzie chleb jest tym z rodziny tostowych, to fajnie było po raz pierwszy schrupać taki świeżutki i cieplutki prosto z pieca. Po raz pierwszy też spotkaliśmy się tu z całymi bochenkami chleba bez skórki, specjalnie dla tych, którzy za nią nie przepadają. Bardzo interesująca piekarnia!

Wieczorne zakupy w chińskiej piekarni Sing Hon Loong

Jeśli mowa o piekarni to trzeba spróbować zielonego puchatego ciasta pandan cake, które jest popularne również w Malezji oraz Indonezji. Kolor i nazwę zawdzięcza sokom z liści drzewa pandan. Tu znów dzięki Marii udało nam się spróbować (według jej rankingu) najlepszego pandan cake w Singapurze. Restauracja, do której wpadliśmy tylko na to ciasto, mieści się na 25 piętrze wieżowca Andaz. Mało że możemy zajadać się tą zieloną pysznością to jeszcze z tego miejsca mamy wspaniały widok na panoramę miasta. I to wszystko przez obżarstwo : D

Ciasto pandan w swej pysznej postaci

Warto też popróbować lokalnego singapursko-chińskiego jedzenia. Na Balestier Road sporo jest małych tradycyjnych knajpek. Wiele lokali specjalizuje się najczęściej w jednym konkretnym daniu, na przykład w zupie rybnej, krewetkach czy wieprzowinie. Maria zaprowadziła nas raz do Founder Bak Kut The, gdzie serwują pork soup, czyli po prostu zupę z wieprzowiną. Warto podpatrzyć co zamawiają miejscowi i po prostu pokazać palcem na co się ma ochotę. By doświadczyć tej mniej turystycznej twarzy Singapuru warto wybrać się odrobinę poza centrum, na przykład do wspomnianego wcześniej Whampoa czy Bedok i Tampines, gdzie można znaleźć państwowe singapurskie blokowiska z tanimi mieszkaniami. Nie są to popularne kierunki ale można wpaść na jedzonko do „osiedlowych stołówek”, czyli po prostu hawker centre. Jedzenie jest dobre i naprawdę tanie, a takie lokalne doświadczenie niezapomniane! Każde takie osiedle posiada swoje centrum. Najczęściej w okolicy są też miejsca wspólne dla mieszkańców i tu można się natknąć na przykład na aerobic dla seniorów.

Jedno z okolicznych hawker centre na Whampoa

Jedna rzecz, która niewątpliwie łączy Singapur z regionalnymi dziwactwami Azji Południowo-Wschodniej to durianowa miłość. Durian to podobno najbardziej śmierdzący owoc świata na dodatek o specyficznym smaku. Zapach w sumie jest do wytrzymania i nie jest taki zły (ale wszędzie rozpoznawalny), jednak do smaku raczej trzeba się przyzwyczaić, bo jest to połączenie czegoś słodkiego z cebulowym posmakiem. Durian, jak każdy owoc, ma swoje dobre strony lecz jest bardzo kaloryczny. Próbuje on odstraszyć od siebie zapachem i smakiem, ewidentnie nie chce być jedzony, mówi całym sobą “Nie jedz mnie”. Lecz to kompletnie nie przeszkadza ludziom, którzy go po prostu uwielbiają. W Singapurze, dla łowców nietypowych smaków, są durianowe lokale z durianowymi przysmakami. Trzeba pamiętać, że praktycznie w większości hoteli jest zakaz wnoszenia duriana do pokoju.

A teraz coś, co tygryski lubią najbardziej czyli singapurska kawa – kopi i herbata – teh/ teo! Zamówienie małej czarnej bez cukru w lokalnej knajpce bądź hawker center może okazać się małym wyzwaniem, ponieważ Singapurczycy piją kawę inną niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Singapurska kawa, czyli kopi, jest mieszanką kawy, wody, skondensowanego (słodkiego) mleka oraz dodatkowo z cukru. Jak możemy się domyślać – jest słodko. Podobnie jest z herbatą. Jej zamówienie było dla nas troszkę trudniejsze, ze względu na wymowę, ponieważ każdy miał swoją unikalną wersję (spotkaliśmy się z wymową teah, ti, tija, teo). Teh jest serwowana analogicznie z wodą i słodkim mlekiem. Na samym początku naszego pobytu w mieście troszkę nie mogliśmy się odnaleźć w tym kawiarnianym świecie, jednak po paru próbach wiedzieliśmy dokładnie co zamawiamy. Dowiedzieliśmy się, że kawa czy herbata z sufixem „o” oznacza napój „bez”, więc spodziewaliśmy się po prostu czarnej kawy bez niczego. Nic bardziej mylnego. Dostaniemy wtedy kawę wprawdzie bez mleka lecz z porządną dawką cukru. Możemy spotkać się również z wariacją zawierającą literkę „c”, która informuje nam, że dostaniemy kawę z odparowanym mlekiem.

Klasyczna kopi

Chcielibyśmy podzielić się malutkim kawowym singapurskim poradnikiem, żebyście mogli się odnaleźć w sytuacji szybciej niż my:

  • kopi
    najbardziej popularna kawa, jest słodka, a skondensowane mleko nadaje jej odrobinę waniliowego posmaku, na początku była dla nas zbyt słodka lecz później ją po prostu pokochaliśmy
  • kopi-o
    czarna kawa z dwoma (najczęściej) łyżkami cukru
  • kopi-o-siew-dai
    czarna kawa z odrobiną cukru
  • kopi-o-kosong
    czarna z wodą, bez mleka i bez cukru
  • kopi-si-kosong
    to kawa z niesłodzonym mlekiem skondensowanym

Są to tylko podstawowe zestawy, wariacji jest znacznie więcej. Można dowolnie mieszać sufixy. Jeśli chcemy mocniejszą kawą, tylko z odrobiną wody, należy dodać „gau”. Gdy chcemy mrożoną wersję wystarczy dodać „peng” (zwykłe ice też działa oczywiście : ))

Mały przewodnik, źródło: https://360nomads.com/guide-order-singapore-coffee/

 

Więcej o Singapurze znajdziesz tutaj:

Singapurska kraina czarów

 

GALERIA

[AFG_gallery id=’21’]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj