Osaka okazała się dla nas kompletną niespodzianką. Po wizycie w wymuskanym i pięknym Kyoto, przez przypadek wylądowaliśmy w japońskim slumsowisku, lecz wszystko po kolei.

Z Kyoto do Osaki jest niczym rzutem beretem. W Kyoto wsiedliśmy w lokalny pociąg i po niecałej godzinie byliśmy na stacji Shin-Imamiya. Tu poznamy tą zupełnie nieznaną, może mniej chlubną, zdecydowanie zapomnianą, twarz Japonii.

Japońskie slumsowisko

Zbliża się wieczór, jest koło godziny 19 a my zmierzamy do hotelu, który jest całkiem niedaleko. W tej okolicy jest jakoś inaczej, niechlujnie, a nawet biedniej. Na ulicach jest tylko parę mocno starszych osób, niektóre są z większymi tobołkami. Po jakimś czasie zauważyliśmy, że nie ma tu wcale kobiet. Tylko mężczyźni po siedemdziesiątce.

Kamagasaki, dziś zwane Airin, za dnia

Mijamy interesujące bary, chyba karaoke? Nie są większe od wagonu tramwajowego. Za kontuarem stoją zazwyczaj dwie dziewczyny i śpiewają dla klientów, którzy siedzą dookoła baru. Innych stolików w środku nie ma. Nawet by się nie zmieściły. Jakiś Pan dostrzega nas z któregoś baru, coś wykrzykuje, macha do nas i się uśmiecha. Machamy mu i my. Za chwilę wszyscy w barze wybuchają śmiechem. Trochę nas to wszystko zadziwia, po części fascynuje, a nawet budzi nawet mikro-niepokój. Co się tu dzieje?

Jeszcze ciekawszy okazał się nasz nieprzyzwoicie tani Hotel Beaver 2. Może zbyt tani? Nikt nie mówił tu po angielsku, po japońsku za dużo też nie, lecz wszyscy się uśmiechają. W powietrzu unosi się dym z papierosów. Z windy wysiadło paru starszych Panów z papierosami w ustach. Jedziemy na górę. Tu każdy z nas lokuje się do swojego malutkiego pokoju wielkości dwóch mat tatami. No dobra, my z Onurem ładujemy się do jednego z naszych (nie, nie mogliśmy wynająć jednego na naszą dwójkę : P). Pokój nie jest taki zły, podłogę wypełnia wprawdzie w całej szerokości nasza podwójna pościel, ale jest też malutki stary telewizorek, który nawet działa, jest mikrostolik i kilka wieszaków.

Pokój jest mały ale nie jest zły. Wprawdzie parę razy odwiedziły nas karaluszki, lecz i na nie znaleźliśmy sposób i zakryliśmy szczelinę pod drzwiami : )

Trochę nas ta cała okolica zbiła z tropu, lecz dopiero następnego dnia postanowiliśmy w końcu sprawdzić co to za miejsce. I tu niespodzianka! Okazało się, że jesteśmy podobnież w największym slumsowisku w Japonii (a na pewno w Osace) oraz najniebezpieczniejszym miejscu w kraju. To tu swoją siedzibę ma podobno Yakuza. Jesteśmy w samym centrum Kamagasaki, zwanym też Nishinari, dziś oficjalnie zwanym Airin. Lecz spokojnie, niektóre przewodniki opisywały to miejsce jako „najbardziej niebezpieczną dzielnicę Japonii, która wciąż nie tak niebezpieczna jak przeciętna dzielnica w Twoim kraju”. Cóż, może i racja? Zwykły Japończyk zapewne nie do końca by się z tym zgodził, gdyż nikt w Japonii o zdrowych zmysłach nie postawiłby tam nogi.

Widok z okna

Dlaczego Kamagasaki ma tak złą reputację? Podobno już w erze Meiji te rejony były zamieszkiwane przez biedniejszą część społeczeństwa. Na początku XX wieku zaczęły powstawać tu tanie hotele dla robotników fizycznych. Po wojnie wiele osób zaczęło przyjeżdżać do Kamagasaki w nadziei na znalezienie szybko pracy. W latach 60. doszło tu do paru strajków robotniczych, co kompletnie pogrzebało opinię tego rejonu w oczach Japończyków. Nie pomaga również informacja o Yakuzie. Dziś mieści się tu kilka punktów z poborami tanich, dziennych pracowników fizycznych. Wiele z tych osób mieszka w niesamowicie tanich, jak na japońskie warunki, doya-inn, zwanych też kichinya-inn. Nasz hotel należał do jednego z nich.

Część doya pełni funkcję publicznych mieszkań socjalnych, a w niektórych z nich zaczęto wynajmować pokoje dla obcokrajowców. W 2002 podczas Pucharu Świata FIFA ktoś wpadł na pomysł, by przeznaczyć część doya dla turystów. Pomysł okazał się świetny i dziś można znaleźć tu bardzo tanie pokoje, istny raj dla backpackersów. W naszym hotelu tylko dwa pierwsze piętra przeznaczone były dla obcokrajowców, reszta pięter zajęta była przez stałych mieszkańców, których często spotykaliśmy w windzie w papierosowych oparach. Oprócz tanich pokoi, znajdują się tu najtańsze maszyny z napojami oraz markety z tanią żywnością.

Mieszkańcy Kamagasaki

Na początku byliśmy tym wszystkim lekko podekscytowani, jak inni podróżnicy, i żartowaliśmy, że nawet japońskie slumsowisko ma swoje standardy i w porównaniu z biednymi miejscami z innych zakątków świata, to miejsce można by nazwać „eksluzywnym slumsowiskiem”. Faktycznie, jak na największe slumsowisko kraju, Nishinari nie prezentuje się mimo wszystko najgorzej i z pewnością nie może konkurować z dzielnicami biedy z innych krajów. Lecz miejsce to grubo wykracza poza wszelkie granice w japońskim wymiarze. Gdy zatrzymamy się na chwilę i przyjrzymy się mieszkańcom tego miejsca, zobaczymy masę starych i schorowanych ludzi, którzy próbują zapracować na następny dzień. Nie jest to łatwe, biorąc pod uwagę, że jest to prawdopodobnie najbardziej zapomniane i niechciane miejsce w Japonii.

W drodze do hostelu

W Osace postanowiliśmy odwiedzić jedynie zamek Osakajo oraz dzielnicę Dotonbori. Nie gnaliśmy na łeb na szyję. Tu znów spotkaliśmy się z Fabianem, który chciał nam pokazać dzielnicę Dotonbori.

Dotonbori

Może to przez dzielnicę, w której mieszkaliśmy, lecz Osaka jawi się w naszej pamięci jako dziwne miejsce z innej bajki. Według nas, kolejnym przykładem na to jest Dotonbori.

Dotonbori odwiedziliśmy w niedzielne popołudnie. Zaczęliśmy od samego centrum. Wszystko wydaje się tu głośniejsze oraz większe – neony, billboardy oraz ekscentryczne dekoracje sklepów w postaci ogromnych, ruchomych stworków z dna morskiego. Nad ulicą fruwają małe i duże ryby, najczęściej rozdymka, a po fasadach kroczą w miejscu kraby, krewetki oraz ośmiornice. Istna kraina czarów!

Pan krab z ulicy Dotonbori

Osaka jest miastem handlarzy, a Dotonbori jest najpopularniejszym miejscem handlowym i rozrywkowym w mieście. Wita nas najsłynniejszy plakat w Japonii firmy Glico przedstawiający biegacza. Plakat wisi w tym miejscu od 1935!! W tym czasie był wielokrotnie odnawiany i odrobinę zmieniany z okazji przeróżnych wydarzeń sportowych na przestrzeni lat.

Onur, Konur, biegacz Glico, ja i Fabian

Lecz dlaczego to właśnie biegacz stał się symbolem firmy produkującej głównie słodycze? Japończycy podobno uwielbiają tę historię. Założyciel firmy Glico w 1922 stworzył energetyczną przekąskę a jej sekretnym składnikiem był glikogen z ostryg. Mówiło się, że może ona dać mocny zastrzyk energii, pozwalający nam na przebiegnięcie 300 metrów. I tym oto sposobem biegacz stał się maskotką oraz głównym symbolem firmy.

W Dotonbori próbujemy przysmaków, z których ten region słynie. Jest tu całe zatrzęsienie przeróżnych knajpek oraz małych restauracji. Jemy takoyaki (smażone kulki z ośmiornicą w środku) oraz okonomiyaki (wielowarstwowe placki z przeróżnymi składnikami, najczęściej owocami morza, danie to zwane też jest japońską pizzą).

Niedziene Dotonbori

Później Fabian zabiera nas na serowy deser, a po zmroku postanawiamy odwiedzić jeden z japońskich salonów gier, których jest tu pełno. Niestety nikt z nas nie wie jak się poruszać w tym szalonym świecie japońskiego hazardu. Początkowo tylko oglądamy, później znajdujemy porozrzucane żetony na podłodze i też próbujemy naszego szczęścia w grze. Podglądamy starych wyjadaczy jak się w ogóle do tego zabrać, lecz na nic się to wszystko zdało. Średnio nam to wszystko szło ale bawiliśmy się przednio!

Hm, w Tokyo trochę sobie ponarzekaliśmy, że nie możemy znaleźć automatów z dziwactwami, a tu proszę. Można sobie złowić plastikową rybę. Takie smaczki tylko w Osace!

Wraz z Osaką kończy się nasza mała przygoda z Japonią, lecz jednego jesteśmy pewni. Któregoś dnia na pewno tu wrócimy : )

Hej, hej, pozdrowienia ze słonecznej Osaki!

Więcej o Japonii możesz znaleźć tutaj:

Luźne wspominki z Japonii – czyli co nas zaskoczyło i zadziwiło
Zagubieni w Tokyo – czyli jak próbowaliśmy odnaleźć się w tym wielkim mieście
U podnóża Fuji – o spaniu w kapsule i szalonych rollercoasterach
Za co polubiliśmy Kyoto

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj