Barwni ludzie, folklor, niekończące się bazary na stacjach, gdzie można kupić jedzenie oraz zabawa przy wódce w wagonach. Taki obraz podróży Koleją Transsyberyjską towarzyszył mi przez wiele lat. Podróż Koleją Transsyberyjską była jednym z moich młodzieńczych marzeń. Nie mogę sobie dokładnie przypomnieć jak to marzenie się we mnie narodziło lecz dobrze pamiętam opowieści i legendy krążące wokół tego pociągu jak i samej Rosji w szczególności z reportaży Barbary Włodarczyk. Odświeżyłam to kompletnie zapomniane marzenie w momencie, gdy zaczęliśmy planować podróż dookoła świata.

Kolej Transsyberyjską podzieliliśmy na cztery odcinki. Pierwszy był krótki, bo jechaliśmy jedynie przez noc z Sankt Petersburga do Moskwy. Najdłuższy odcinek, czyli z Moskwy do Irkucka trwał nieprzerwanie 88 godzin. Później było już z górki, ponieważ podróż z Irkucka do Ulan Ude trwała jedynie 8 godzin. W ostatnim odcinku przekroczyliśmy granicę i wjechaliśmy do stolicy Mongolii.

Wagoniki

Moskwa, zbliża się godzina 14 a my z zapasami jedzenia niemalże na 4 dni szukamy naszego wagonu. Jesteśmy trochę przed czasem, ponieważ nie chcemy się spóźnić na naszą najdłuższą podróż. Nikt na nas nie poczeka. Rosyjskie pociągi odjeżdżają niezwykle punktualnie! Nasz pociąg jest niesamowicie długi. Przed wejściem na pokład sprawdzane są dokumenty. Dostajemy prześcieradła oraz poszewki na łóżka. W momencie załadunku ludzi jest straszny rozgardiasz. W przedziale tłum, ponieważ niemalże każdemu pasażerowi ktoś z rodziny pomaga załadować bagaże. Lekko zdezorientowani czekamy aż wszyscy się rozłożą i usiądą. Plecaki wrzucamy w boksy pod siedzenia. Siedzimy i obserwujemy. Jesteśmy dokładnie pośrodku otwartego przedziału najtańszej klasy zwanego platskartny. Nasze sąsiadki naprzeciwko to dwie starsze Panie, babuszki. Jedna z nich podróżuje z nami jedynie parę godzin. Usłyszawszy moją rozmowę po polsku przez telefon, cieszy się ogromnie. Zaczyna z nami rozmawiać. Okazuje się, że jest Polką, której rodzice zostali zesłani na Sybir. Bardzo lubi odwiedzać Warszawę, gdzie ma część swojej rodziny. Niesamowicie przemiłe pierwsze spotkanie w pociągu.

Trzecia klasa

Druga babuszka rezyduje na dolnym łóżku i, tak jak my, jedzie do Irkucka. W przeciwieństwie do swojej sąsiadki jest niezwykle milcząca i najczęściej obserwuje ludzi dookoła z ukosa, czasem czyta. Dopiero w drugiej połowie podróży udaje nam się z nią nawiązać kontakt.

Tuż obok pod drugiej stronie korytarza, przy oknie siedzi Udraa z Mongolii ze swoją córeczką. Jeszcze tak niesamowicie grzecznego dziecka w życiu nie spotkałam! Pomimo kilkudniowej jazdy pociągiem dziewczynka nie nudzi się ani przez moment, nie narzeka ani nie rozrabia. Czasem buduje namiot z prześcieradeł na górnym łóżku, czasem wpadają do niej inne dzieciaki z przedziału w odwiedziny, w przerwach czasem coś przekąsi. Próbujemy rozmawiać z Udraą. Ona mówi po rosyjsku, a ja po polsku i jakimś cudem udaje nam się wzajemnie zrozumieć. Rozmawiamy głównie o rodzinie, skąd pochodzimy, pokazujemy sobie nasze zdjęcia. Dzięki zdjęciom poznaję jej dzieci oraz męża, który często podróżuje do Moskwy, a ona razem z nim.

Najgrzeczniejsze dzieciaki!

Drugiego dnia połowę naszego przedziału zajmują młodzi rekruci wraz ze swoimi przełożonymi. Myśleliśmy, że może teraz zrobi się bardziej rozrywkowo lecz nic bardziej mylnego. Młodzi żołnierze byli bardzo zdyscyplinowani i zawsze poruszali się w grupie jak jeden mąż.

Gdy wszyscy się już zadomowili, przebrali w wygodne dresy, przygotowali łóżka, przyszedł czas na jedzenie. W pociągu jest samowar z gorącą wodą, można wypożyczyć szklankę na herbatę oraz kupić drobne przekąski. Każdy zaopatrzony jest w porządną wałówkę z jedzeniem. Lecz niewiele osób ma domowe pyszności. Większość osób, w tym, ma suche, paczkowane jedzenie, konserwy i oczywiście zupki chińskie.

W naszym przedziale jesteśmy jedynymi turystami. Większość pasażerów to matki z dziećmi, starsze osoby, studenci z Mongolii, którzy wracają do Ułan Bator po skończonym semestrze w Moskwie. Jest też paru wielbicieli trunków, lecz oni głównie przebywają w wagonie restauracyjnym, bo kierownicy przedziału nie pozwalają pić w przedziale. Jest niesamowicie spokojnie, rodzinna i sielska atmosfera. Nie możemy zapomnieć o naszych dwóch bardzo ważnych osobach, czyli wspomnianych wcześniej kierownikach przedziału, naszych stróżach sprawujących pieczę nad wagonem. Chłopak mówi trochę po angielsku, dziewczyna jedynie po rosyjsku. W połowie drogi sprzedają pamiątki, niemalże cała ich uwaga skupia się głównie na nas jako jedynych turystach. Można zaopatrzyć się w przeróżne niechciane gadżety czyli maskotki, wagoniki, notesy, kuleczki. Ponieważ podczas tej podróży zbieramy naszywki na nasze plecaki, zapytaliśmy się czy może mają takie w swojej ofercie. Nie – lecz nie był to żaden problem. Chłopak skoczył na równe nogi, rzucił tylko żeby poczekać i za parę minut wrócił z naszywką. Ponieważ potrzebowaliśmy dwóch, po kolejnych minutach dzierżyliśmy drugą naszywkę w dłoni. Jak się okazało naszywki zostały oderwane od ich mundurów. Czas na negocjacje. Nasi młodzi kierownicy przedziału koniecznie chcieli coś sprzedać ze swojego sklepiku z pamiątkami, więc w zamian za długopis oraz kupon na loterię mieliśmy otrzymać dodatkowo naszywki. Nie mogliśmy się nie zgodzić. Na sam koniec w nagrodę za tak udaną transakcję zostaliśmy obdarowani dwiema garściami cukierków :  )

Przekąski, przysmaki..

W pociągu czas płynie wolniej. Pociąg sam w sobie sunie bardzo wolno przy nieustannym dźwięku “Tuk tuk. Tuk tuk.” Od momentu, gdy wyruszyliśmy to monotonne stukanie towarzyszyło nam przez cały czas. Wieczorami momentalnie usypialiśmy przy tych jednostajnych dźwiękach kołysani wolniutko przez pociąg.

Tuk tuk. Tuk tuk.

Mijamy pola, łąki, lasy. Nieustannie. Bardzo rzadko pojawiają się domy za oknem. Im dalej w Rosję, tym mniej ludzi, spokojniej. Po przekroczeniu Uralu zmienił się nie tylko krajobraz lecz również temperatura. W pociągu zrobiło się bardzo gorąco, czasem nie do wytrzymania, wszyscy się wachlowali lub okładali zimnymi ręcznikami.

Inny wymiar czasu

Każdy dzień jest do siebie podobny. Ludzie zaczynają wstawać już od 7 rano, przygotowują jedzenie, odwiedzają toaletę. O 22 przygaszane są światła i w tym czasie większość osób już słodko śpi. Co można robić w pociągu przez tak długi czas? Trochę czytaliśmy, pisaliśmy, oglądaliśmy filmy, gawędziliśmy, jedliśmy i gapiliśmy się po prostu za okno. Co jakiś czas pociąg zatrzymuje się na stacji. Wszyscy wychodzą, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Postój trwa czasem tylko 15 minut a czasem nawet godzinę. Można nawet skoczyć do pobliskiego kiosku, kupić jakaś małą przekąskę. Lecz niekoniecznie musi być ona świeża. Słyszeliśmy wiele historii o sprzedawczyniach z Kolei Transsyberyjskiej. Maria wyjaśniła nam, że wiele się zmieniło przez ostatnie lata i RZD wprowadziło parę zmian. Stety lub niestety sprzedawczynie nie mogą handlować na peronach, ponieważ najczęściej sprzedawano towary nieświeże (na przykład rybki), co skutkowało w najlepszym wypadku rozwolnieniem. Pracownicy pociągów podobno mocno się skarżyli (sprzątanie toalet) więc zakazano przykolejowego handlu. Tylko na jednej stacji spotkaliśmy Panie sprzedające ryby i nie wierzyliśmy naszym oczom, ponieważ one same wąchały swoje ryby i sprawdzały czy jeszcze się nadają. Nic więc dziwnego, że nie spotkaliśmy żadnego odważnego ochotnika kupującego rybkę.

Komu, komu? Bo idę do domu!

Podobnie sprawa wygląda z alkoholem, który podobno jest zabroniony w przedziale. Widzieliśmy tylko dwóch Panów kryjących się po kątach z piwem. Nasi kierownicy przedziału bacznie pilnowali, żeby nie wnosić alkoholu. Później przenieśli się do wagonu restauracyjnego. Ah, wagon restauracyjny. Wybraliśmy się do niego ostatniego dnia na “śniadanko”. Onur zamówił tosta, ja jajecznicę. Niestety tost (pół tosta z odrobiną sera) okazał się jednym z największych rozczarowań tej podróży…

„Rarytasy” wagonu restauracyjnego

Po spędzonych 88 godzinach w pociągu z Moskwy do Irkustka, o czwartej nad ranem opuściliśmy nasz przedział. Było nam trochę dziwnie bez tego ciągłego “Tuk tuk” oraz kołysania.

Zaczynamy odkrywać Syberię.

Odcinek z Irkustka do Ulan Ude minął nam jak z bicza strzelił. Nawet nie fatygowaliśmy się z rozkładaniem łóżek. Jeszcze tego samego dnia byliśmy już w Ulan Ude.

Nasz ostatni odcinek z Ulan Ude do Ułan Bator trwał 15 godzin, z czego na granicy spędziliśmy 3. Ponieważ bilet na ten ostatnio etap podróży kupowaliśmy w Moskwie, okazało się, że ten pociąg nie miał w ofercie wagonu z trzecią klasą, jedynie pierwszą i drugą klasę. Tu dla odmiany pociąg był obsługiwany głównie chińską załogę i w końcu spotkaliśmy innych podróżników, w tym Marię, która później przygarnęła nas w Singapurze. Na granicy znów mieliśmy powtórkę z paszportem Onura. Tym razem obyło się bez stresu jak poprzednio a celnik, który przesłuchiwał Onura okazał się bardzo sympatyczny i przeprosił za sytuację lecz takie mają zalecenia. Tym razem cały pociąg czekał na powrót Onura do pociągu 🙂

Granicę przekraczamy w nocy w kroplach deszczu. Nad ranem ukazują nam się przepiękne mongolskie pustki oraz jurty…

Witaj Ułan Bator!

 

Więcej o Rosji znajdziesz tutaj:

Sankt Petersburg z bajki wyjęty
Nad Bajkałem
Pozdrowienia z Moskwy

 

GALERIA

[AFG_gallery id=’18’]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj