Podczas planowania trasy nawet nie śniło nam się, by ominąć Japonię. Każdy z nas chciał ją odwiedzić, mi marzyła się ona od bardzo dawna. Razem z moją przyjaciółką Anią, jeszcze w nastoletnich czasach, pochłaniałyśmy jak szalone wszystkie informacje związane z Japonią. Podczas naszej dwuletniej podróży nareszcie mogłam przekonać się na własnej skórze jaka ona jest.

Witamy w Japonii

W Kraju Kwitnącej Wiśni mieliśmy spędzić cztery tygodnie i odwiedzić Tokyo, Fujikawaguchiko, Kyoto, Osakę, Okayamę, Hiroshimę i Nagasaki. Niestety, będąc już na miejscu, postanowiliśmy skrócić naszą wizytę oraz zrezygnować z paru miejsc i udać się wcześniej do Tajwanu. Japonia zaintrygowała nas na tyle, że chcielibyśmy odwiedzić ją w przyszłości w bardziej nastrojowej porze roku i zdecydowanie większym budżetem.

Marzenia a rzeczywistość

To jaka jest ta Japonia? Wciąż nie mogę jej rozgryźć i chociaż rok minął od naszej wizyty, to ciągle zadaję sobie to pytanie i ani przez chwilę nie zbliżam się do odwiedzi. Może to właśnie w tym tkwi urok tego kraju?

W naszej wyobraźni Japonia była miejscem, w którym tradycja nieustannie miesza się z nowoczesnością. Niezwykle poukładana, trochę mistyczna kraina z niesamowicie miłymi ludźmi. Dla Onura kraj ten jawił się jako technologiczny raj. Od innych podróżników słyszeliśmy jakim szalonym miastem jest Tokyo. Nasze oczekiwania w co do Japonii szybowały do góry niczym strzały.

Gdzieś w Tokyo

Kultura Japonii wydaje nam się niezwykle złożona. Diabeł, dosłownie, tkwi tu w szczegółach, a nawet szczególikach, oraz niepisanych normach, które my byśmy nazwali „niedopowiedzeniami”. Nic dziwnego, że my, przybysze – gaijini, często postrzegani jesteśmy przez Japończyków niczym zagubieni barbarzyńcy w ich wysublimowanym społeczeństwie. Zauważyliśmy, że niemalże każdy,nawet najmniejszy aspekt życia rządzi się swoimi prawami. Japońskie społeczeństwo zaczęliśmy postrzegać jako jeden organizm, w którym jednostki są malutkimi elementami dbającymi o jego dobre funkcjonowanie. Każdy ma do wykonania zadanie i każde zadanie jest niesamowicie ważne. Nawet Yakuza ma swoje obowiązki w stosunku do wspólnoty. Początkowo zaskoczyło nas mocno to, że dobro społeczeństwa liczy się bardziej niż dobro jednostki. Pragnienia pojedynczego obywatela nie mogą w żadnym stopniu kolidować z dobrem ogółu. I najbardziej fascynujące jest to, że nikt się temu nie sprzeciwia, nie buntuje. Mało tego, w tym natłoku reguł Japończycy zdają się czuć równie dobrze jak ryby w wodzie. Czy wiesz, że w szkołach nie ma ekipy sprzątającej? Dzieci same po sobie muszą sprzątać. Gdy wybieramy się do kawiarni i spędzamy w niej zbyt dużo czasu, możemy zostać poproszeni o opuszczenie lokalu, by zwolnić miejsce dla innych, nawet gdy nie wszystkie stoliki są zajęte. Parokrotnie byliśmy świadkami takiej sytuacji a raz nawet sami zostaliśmy poproszeni o „ustąpienie miejsca” w Starbucksie. Każdy bez mrugnięcia okiem i z uśmiechem na twarzy opuszczał kawiarnię. A jakby to wyglądało w Warszawie? Pewnie gotowa awantura ; P

Minionki w go kartach? Czemu nie.

Reguły, reguły i jeszcze raz reguły. Jest ich nawet więcej niż w Szwajcarii! My jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że niekoniecznie wszystkie reguły są potrzebne, niektóre są absurdalne, inne niewygodne, a o niektórych nawet nie mamy zielonego pojęcia, bo i tak ich nikt nie przestrzega. Takie idee nigdy nie narodzą się w umyśle Japończyka. W Japonii często czuliśmy się zagubieni w tym ogromnym wirze kulturowych niuansów. Może wynikało to z naszej ignorancji lub niewystarczającego wcześniejszego przygotowania. Czasem czuliśmy się niezręcznie próbując odnaleźć się pomiędzy zakazami a nakazami. Czasem niepotrzebnie zadawaliśmy pytanie „dlaczego” wprawiając tym tylko Japończyków w zakłopotanie, które próbowali zakryć uśmiechem. Odkryliśmy też, że jeśli chodzi o przestrzeganie reguł, w Japonii nie ma co liczyć na pobłażliwość, a osoby odpowiedzialne za jakąkolwiek formę porządku mogą przeistoczyć się w nieprzyjemne stworki.

Asakusa

W Japonii spotkaliśmy sporo osobliwych miejsc. Pomimo sporej ilości norm, Japończycy wypracowali sobie strefy, w których mogą pozwolić sobie na małe lub większe szaleństwa. Według mnie są mistrzami w tworzeniu fantazyjnych kreacji. W końcu to Japonia jest miejscem, w którym narodził się cosplay. Również w Japonii możemy natknąć się na wyjątkowe dla nas miejsca. Przechadzając się ulicami głównych z pewnością znajdziemy tematyczne kawiarnie. Oprócz tych, w których można pobawić się z psami, kotami czy nawet jeżami, popularne są w Japonii Maido kissa (Maido kafe) czyli kawiarnie obsługiwane przez słodkie pokojówki. Pół godziny w takiej kawiarni kosztuje ok. 3000 jenów, w cenę wliczony jest napój, przekąska oraz oczywiście towarzystwo maido, służącej.

Maido w Akihabara

Mieliśmy mocny orzech do zgryzienia z kulturą tabu w Japonii oraz co tak naprawdę wypada a co nie. Jest to dla nas temat rzeka. Z jednej strony kobietom nie wypada chodzić ulicami z odkrytymi ramionami, lecz bardzo krótkie spódniczki są już w porządku. Z jednej strony nie wypada otwarcie używać słów związanych z narządami rozrodczymi, a z drugiej strony wszelkie formy pornografii są tu na wyciągnięcie ręki. Japonia wydała nam się być seksualnie otwartym krajem! Może nie ma się w sumie czemu dziwić, bo przecież historia pornografii sięga tu czasów Edo, a korzystanie z usług kurtyzany były (i chyba wciąż są) na porządku dziennym. Jest to wszystko szalenie interesujące.

Interesujące okazały się nie tylko aspekty życia codziennego, lecz również dni świąteczne. Dzień 29 lipca 2017 roku przejdzie do historii naszej podróży KafaBiDunya prawdopodobnie jako jeden z tych niezwyczajnych, a nawet surrealistycznych. Tego dnia odbywał się festiwal Sumidagawa i z tej okazji nad Tokyo miało rozbłysnąć tysiące fajerwerków. Co tam fajerwerki, wszystko co działo się dookoła było dla nas o wiele ciekawsze, lecz zacznijmy od początku.

Pani z megafonem. Gotowi do startu?

Pokaz fajerwerków miał się rozpocząć o 19:05 i przez następne półtorej godziny kolorowe rozbłyski cieszyły tokijczyków oraz przybyszów. Miejscówki z najlepszym widokiem znajdowały się najczęściej na mostach. Opuściliśmy hostel z lekkim poślizgiem. Wieczorna pogoda nie zachęcała zbytnio do wyjścia, mocno padało, a my się ociągaliśmy. Uzbrojeni w białe parasolki niespiesznie skierowaliśmy nasze kroki w stronę najbliższego mostu nad rzekę Sumida. Im bliżej mostu, tym tłoczniej. Prawa strona była niezwykle zatłoczona, więc postanowiliśmy iść lewą, lecz bystre oko jednego z nadzorujących Panów wyłapało nas od razu i zostaliśmy cofnięci na prawą stronę. Potulnie wtopiliśmy się w tłum po prawej stronie. Co parę metrów znajdowały się punkty z kontrolerami ruchu, którzy popędzali tłum, nakazywali by się nie zatrzymywać, nie torować i iść powoli na przód. Gdzieś pomiędzy ludźmi udało nam się zobaczyć parę fajerwerków. Czując niedosyt, udaliśmy się na drugą stronę rzeki w poszukiwaniu lepszego miejsca. W jakiejś bocznej uliczce udało nam się na chwilę zatrzymać. Miasto było nie do poznania! Nieważne mała czy duża uliczka, niemalże na każdym rogu stali kontrolerzy ruchu. Czy wspominałam już, że w Japonii istnieje coś takiego jak zarządzanie tłumem? Japończycy dokładnie wiedzą jak poruszać się w tłumie i jak nim nadzorować, by było bezpiecznie oraz bez nieoczekiwanych sytuacji. Z tego powodu został stworzony crowd management. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem! Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy, choć najlepsze było jeszcze przed nami.

„Please, proceed slowly” W Japonii tak oglądamy fajerwerki 😀

Podążając na oślep pomiędzy oznakowanymi uliczkami z barierkami udało nam się dojść do drugiego mostu. Z daleka widzieliśmy Panią stojącą na podwyższeniu, która krzyczała coś cały czas przez megafon. Podążaliśmy po prostu za tłumem. W pewnym momencie tłum się zatrzymał przed żółta taśmą. Nie wiemy co się dzieje, lecz wszyscy strażnicy naokoło coś krzyczą i mocno gestykulują. Nagle przed nami wyrasta Pan z tabliczką „Please, wait for a moment”. Grzecznie czekamy i już rozbawieni tym wszystkim po prostu się rozglądamy. Zrezygnowaliśmy z odwrotu. I tak nie miałoby to sensu, gdyż parę metrów za nami została rozciągnięta żółta taśma. Zostaliśmy przydzieleni do grupy! Za parę chwil Pan obrócił tabliczkę i okazało się, że możemy iść: „Please, Proceed slowly”. Ekscytujących okrzyków Pani z megafonem nie było końca. Nie dane nam było się zatrzymać. Nawet jak próbowaliśmy, to zaraz ktoś zaczął do nas wykrzykiwać. Gdzieś tam w tle widzieliśmy jakieś fajerwerki choć to, co działo się dookoła bardziej nas fascynowało w tym momencie. Japończycy skryci pod parasolkami spoglądali co jakiś czas na nasze uśmiechnięte twarze i poruszając się wolno naprzód oglądali spokojnie fajerwerki nie zważając na okrzyki strażników. W tym szaleństwie musi być metoda! Paręnaście metrów za nami zobaczyliśmy kolejną grupę zamkniętą pomiędzy żółtymi szarfami, która dopiero rozpoczynała swój marsz w stronę fajerwerków. Wszystko w bezpieczniej odległości zabezpieczone przez sztab zarządzający tłumem. Nie ma mowy o swobodnym przelewaniu się ludzi gdzie popadnie i jak leci. Dla nas było to coś absolutnie niesamowitego. Nigdzie, ale to nigdzie nie świecie nie widzieliśmy ani nie słyszeliśmy o tak brawurowej organizacji w całym mieście. Jeszcze nigdy nie spotkaliśmy się z taką organizacją ogromnej masy ludzi oraz podporządkowanym tłumem. To wydarzenie było pewnego rodzaju wisienką na tokijskim torcie.

Zarządzanie tłumem

Lecz kolejne niezwykle osobliwe doświadczenie czekało na nas w Osace!

Więcej o Japonii możesz znaleźć tutaj:

Zagubieni w Tokyo – czyli jak próbowaliśmy odnaleźć się w tym wielkim mieście
U podnóża Fuji – o spaniu w kapsule i szalonych rollercoasterach
Za co polubiliśmy Kyoto
Osaka – o dziwnych zdarzeniach i japońskim slumsowisku

2 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj