Singapur jest niesamowitym miejscem i warto go odwiedzić z przeróżnych powodów. Piękna mieszanka kulturowa przyprawiona dobrym jedzeniem, sporo atrakcji, niesamowity porządek, bezpieczeństwo oraz ogromna surowość wymiaru sprawiedliwości. Lecz jedną z najbardziej interesujących rzeczy jest po prostu możliwość podpatrywania codziennego życia tego wielobarwnego społeczeństwa. Pomimo iż Singapur jest częścią Azji Południowo-Wschodniej, to jakoś nie mogę go zaklasyfikować do tego całego rozgardiaszu i chaosu całego rejonu. Tu jest zupełnie inny świat, który rządzi się swoimi własnymi singapurskimi prawami.
Patrząc na mapę na to malutkie wyspiarskie państwo-miasto wciśnięte pomiędzy Malezją a Indonezją, którego powierzchnia jest większa od powierzchni Warszawy raptem o połowę, to aż trudno uwierzyć, że takie maleństwo, które nie posiada żadnych naturalnych zasób (nawet wodę kupuje od Malezji), jest jednym z Azjatyckich Tygrysów. A dokładniej Azjatyckim Lwem, o czym mówi nam sama nazwa Singapuru, która jest połączeniem dwóch sanskryckich słów singha (lew) i pura (miasto). Miasto jest dosyć młode – powstało dopiero w XIX (i to na bagnach) a jako niezależne państwo istnieje dopiero od 50 lat!
Singapur odwiedziłam z Rodzicami ładnych kilkanaście lat temu i już wtedy zrobił na mnie, jeszcze małej dziewczynce, ogromne wrażenie. Pomimo że sporo rzeczy się zmieniło od tamtego czasu, to jednak ten przystanek na naszej trasie był dla mnie po części sentymentalnym doświadczeniem. Postanowiliśmy zostać tu trochę dłużej. Mieliśmy załatwić tu sprawy wizowe związane z wyjazdem do Nowej Zelandii i naprawić mój telefon, który już w Losie odmówił posłuszeństwa. Podczas podróży Koleją Transsyberyjską poznaliśmy przemiłą dziewczynę z Singapuru, Marię. Spędziliśmy z nią tylko jedno popołudnie w Ulan Bator lecz gdy usłyszała, że zamierzamy odwiedzić jej kraj, to bardzo się ucieszyła i zaoferowała nam pomoc. Niesamowicie dobra dusza! Ponadto okazała się wspaniałym przewodnikiem po kulinarnych zakątkach miasta – Singapurczycy uwielbiają jeść! Mieliśmy naprawdę sporo szczęścia, bo Maria okazała się niesamowicie dobrą osobą i dzięki jej gościnności mogliśmy w ogóle pozwolić sobie na tak długi pobyt w tym drogim mieście (ceny za łóżko w dormitorium zaczynają się od 12 euro za osobę…).
Singapur robi wrażenie na każdym kroku, i to jak najbardziej pozytywne wrażenie. Ludzie są tu szalenie mili, uczynni, grzeczni, spokojni, chciałoby się powiedzieć, że po prostu dobrze wychowani. Pomimo że Singapur jest centrum międzynarodowego biznesu, to mieliśmy wrażenie, że mieszkańcy nie są aż tak szaleńczo zaganiani jak na przykład w Londynie, gdzie każdy biegnie przez miasto jak szaleniec. Wprawdzie sportem narodowym jest tu praca, żyje się głównie dla pracy (a wiele osób pracuje po godzinach), każdy jest zajęty, to mimo wszystko jest jakoś spokojnie. Sami mieszkańcy twierdzą, że może tu być po prostu nudno. Lecz nic bardziej mylnego!
Singapur to istny tygiel kulturowy. Najwięcej jest tu ludzi z chińskimi korzeniami (aż 70 %), resztę stanowią Hindusi i Malezyjczycy. Najpiękniejsze jest to, że wszyscy żyją tu w zgodzie, szanują się a ich tradycje i wierzenia swobodnie się mieszają i przeplatają. Singapur jest przykładem na to, że można żyć wspólnie pomimo inności. W sporej mierze jest to zapewne zasługa systemu i niezwykle surowych kar, które trzymają w ryzach społeczeństwo, co jednak nie zmienia faktu, że ludzie pochodzący z odmiennych kultur i religii żyją tu w spokoju. Większość rodzin jest mieszana. Dobrym przykładem może być chociażby rodzina Marii. Jej mama ma korzenie chińskie, a tata tamilskie. Babcia jest zagorzałą taoistką, natomiast jej rodzice są katolikami. Jedna ciocia jest buddystką. Te różnice nie przeszkadzają im we wspólnym świętowaniu na przykład Bożego Narodzenia czy Chińskiego Lunarnego Nowego Roku. Mało tego, Maria zdradziła nam, że Singapurczycy uwielbiają religię. Jeśli nie masz chłopaka czy dziewczyny, szukasz hobby, to zacznij od religii, tu znajdziesz ludzi. Nikt tu się nie kłóci z powodu przekonań religijnych. Religia w Singapurze przede wszystkim sprzyja stosunkom towarzyskim i oczywiście wiąże się z jedzeniem! Singapurczycy mają znajomych z różnych kręgów religijnych. Ba, w kręgach rodzinnych można znaleźć wyznawców różnych religii. Dlatego żadna grupa nie świętuje tylko w swoim własnym zamkniętym gronie. Jest to zupełnie normalne, że katolicy biorą udział w świętach muzułmańskich czy chińskich i na odwrót. Wszyscy świętują Nowy Rok zarówno 31 grudnia jak i Chiński Nowy Rok na przełomie stycznia i lutego, każdy jest mile widziany podczas posiłku w czasie ramadanu, o hinduskich świętach już nie wspominając, gdzie królują zabawa i tańce. Maria stwierdziła, że uwielbia wpadać na specjalne ciasto do swojej muzułmańskiej przyjaciółki, które rodzina przygotowuje raz do roku. Praktycznie wszyscy zawsze czekają na to ciasto.
Singapur to przede wszystkim jego mieszkańcy. To oni tworzą wyjątkową atmosferę w mieście oraz mają wpływ na to jak my, przybysze, się w nim czujemy. W tym kraju przykłada się ogromną wagę do jedności narodu, niezależnie od pochodzenia.
„We, the citizens of Singapore, pledge ourselves as one united people, regardless of race, language or religion, to build a democratic society based on justice and equality so as to achieve happiness, prosperity and progress for our nation.”
(„My, mieszkańcy Singapuru, przysięgamy jako zjednoczeni ludzie, niezależnie od rasy, języka czy wyznania, budować demokratyczne społeczeństwo oparte na sprawiedliwości i równości, którego głównym celem jest szczęście, dobrobyt oraz postęp naszego narodu”.)
Powyższa deklaracja znajduje się na ciekawym pomniku, który w formie ścieżki przy Coleman Street prowadzi do Muzeum Narodowego. Mieszkańcy zostali poproszeni o narysowanie swoich twarzy, które później zostały wyryte na tym monumencie. Piękny pomysł moim zdaniem!
Singielski
W Singapurze oficjalnie używa się czterech języków: angielskiego, mandaryńskiego, malajskiego bhasa i tamilskiego. Wszyscy mówią tu biegle po angielsku, wszystkie informacje podawane są po angielsku, więc każdy przybysz nie ma tu problemów z komunikacją. W zależności od tego w jakiej dzielnicy jesteśmy znajdziemy trzy inne języki. W szkołach zajęcia odbywają się po angielsku i każdy ma obowiązek nauki drugiego języka. Jednak obok angielskiego wszyscy posługują się singielskim, który jest … no właśnie, czym? Opartym na angielskim singapurskim slangiem z miksem słów i wyrażeń zapożyczonych z malajskiego, mandaryńskiego i tamilskiego. Najczęściej są to przetłumaczone dosłownie ze wspomnianych wcześniej języków kolokwializmy, które brzmią często dziwnie i tylko prawdziwy Singapurczyk może odczytać ich sens. Najbardziej charakterystyczne są pojawiające się na końcu zdania „lah” czy „lor”, które można znaleźć również w Malezji. Fajnie zwrócić uwagę na te małe smaczki podczas wizyty w Singapurze.
Bezpieczeństwo i porządek
Singapur jest piękny, zachwycający, bogaty lecz też może być bezwzględny. Nie ma tu miejsca na pobłażanie w szczególności jeśli chodzi o porządek i bezpieczeństwo. Można znaleźć, zabawne jak dla nas, plakaty mówiące o sukcesach policji, mówiące o tym ilu przestępców złapano w ostatnim kwartale lub przestrzegające przed wyłudzeniami. W autobusach są banery z prośbą o dobre traktowanie kierowców, ponieważ oni też mają prawo do godnych warunków pracy. Nie ma małego przestępstwa. Każde, nawet najmniejsze wykroczenie jest przestępstwem (to też z plakatu), a konsekwencje będą surowe. W metrze czy autobusie nie można nic pić ani jeść (są spore kary pieniężne za złamanie tych zakazów) czy żuć gumy. Singapur jest chyba jedynym państwem na tym świecie, w którym obowiązuje zakaz importu gumy do żucia! Brzmi absurdalnie? Nie dla Singapurczyków, którzy uważają że zużyta guma na chodniku wygląda po prostu obrzydliwie a (nie daj Boże!) jakby się zawieruszyła w czeluściach schodów ruchomych, to mogłaby popsuć cały mechanizm. Dlatego lepiej pozbyć się problemu w zarodku.
Palić można tylko w wyznaczonych miejscach. Palenie czegokolwiek innego, na przykład zioła, w najlepszym wypadku skończy się dożywociem, w gorszym – karą śmierci. Nie ma wyjątków dla obcokrajowców.
Gdy chcemy zrobić remont w mieszkaniu to trzeba go oficjalnie zgłosić, żeby sąsiedzi wiedzieli dokładnie co się będzie działo oraz ile nam to zajmie. Jak ktoś zamierza się zatrzymać w prywatnym domu u Singapurczyka to również też należy to tym poinformować wspólnotę. Trochę to wszystko może brzmieć przerażająco, czasem po prostu wydaje się zabawne lecz porządek JEST. W Singapurze istnieją dzielnice, w których nie popełniono żadnego przestępstwa przez lata, a policja w podzięce za dobre sprawowanie mieszkańców urządza pikniki dla mieszkańców. Europejczycy w niektórych przypadkach mogliby zarzucić Singapurczykom brak bezwarunkowej swobody obywatelskiej, jednak mieszkańcy tego małego kraju wydają się być szczęśliwi. Co najciekawsze, wszyscy bez słowa sprzeciwu zgadzają się z systemem i przestrzegają wszystkich reguł oraz pomagają w zachowaniu status quo. Może to właśnie dzięki temu panuje tu taki spokój i ład przy jednoczesnym tyglu kulturowym. Sami Singapurczycy zdają sobie z sprawę z tej niesamowitej ilości zasad jakie ich otaczają, lecz nie przejmują się tym za bardzo i podchodzą nawet do tego z humorem. Jako jedne z najbardziej popularnych pamiątek są plakietki z singapurskimi zakazami.
Dzięki zakazom i nakazom jest tu niesamowicie czysto. Dosłownie w każdym zakątku. Niektórzy twierdzą, że przez te reguły i sterylność miasto jest nudne a Singapur jako taki kompletnie odstaje od całego rozgardiaszu Azji Południowo-Wschodniej. Faktycznie, jest on z innej bajki. Argentyńczycy, których poznaliśmy pierwszego dnia stwierdzili, że jest to najczystsze miasto w jakim kiedykolwiek byli i my śmiało możemy się z nimi zgodzić. Mało że Lwie Miasto jest wypucowane to na dodatek jest w nim sporo zieleni. Nawet najsłynniejsza ulica Orchard Road, która jest jednym wielkim ciągiem galerii handlowych jest wysadzana drzewami, z których wieczorami rozlega się ptasi szczebiot. Jest tu parę pięknych parków. I wszędzie można znaleźć storczyki. Praktycznie każde osiedle, nawet te biedniejsze, w mniejszym lub większym stopniu zatopione jest w zieleni.
Klimat
W Singapurze przez większość czasu jest piekielnie gorąco. My jakimś cudem trafiliśmy na deszczowy tydzień, podczas którego padało niemalże codziennie. Podobno bardzo rzadko zdarza się tu taka sytuacja. Temperatura najczęściej utrzymuje się w granicach 25-30 stopni. Gdy kreska na termometrze zacznie nieoczekiwanie zbliżać się do 20 stopni lub nawet poniżej, to Singapurczycy zaczynają zakładać cieplejsze rzeczy, nawet szaliki, skarpety, rękawiczki. A co jeśli przyjdzie zima? Nie, nie żartuję…
Podczas gdy wszyscy obawiają się „mrozu” na zewnątrz, wewnątrz budynków najczęściej panuje temperatura niemalże lodówkowa. Gdzie tu logika? 😛 Jak można się domyślać w domach nie ma ogrzewania, nawet samochody nie posiadają takiej funkcji, lecz wszędzie króluje klimatyzacja. Wzmożone pocenie na ulicach w połączeniu z zimnymi podmuchami w pomieszczeniach nie są najlepszą kombinacją. W moim przypadku przygoda z klimatyzacją skończyła się, a raczej rozpoczęła, porządnym przeziębieniem. Nawet w hostelu Pani niechętnie chciała zwiększyć temperaturę w dormitorium, by broń Boże, nie zrobiło się „za gorąco”. Przy czym Pani ubrana była w grube jeansy, koszulę z długim rękawem i sweterek, nic więc dziwnego, że nie była chora. Tak więc polecam gorąco zabrać do Singapuru coś odrobinę cieplejszego, by być przygotowanym na wizytę w chłodnych budynkach : )
Jak się poruszać po Singapurze
Uber czy jego malezyjski odpowiednik, grab, jest droższy niż publiczny transport. Nie znajdziemy tu rikszy ani motocykli. Jest to chyba jedyne państwo w tym rejonie, gdzie ten środek transportu jest kompletnie niepopularny. Popularne są za to rowery!
Jeśli ktoś lubi jeździć na rowerze to jest aplikacja, dzięki której można dosłownie za grosze wypożyczyć miejski rower (trochę jak warszawskie Veturilo). Aplikacja nazywa się oBike.
Najlepiej poruszać się komunikacją miejską. Jest bardzo łatwa, przyjemna i stosunkowo tania jak to miasto. Najdroższy przejazd kosztowałby nas 3 SGD. My najczęściej płaciliśmy w okolicach 1-2 SGD. Jak się jest parę dni to warto kupić kartę EZ-Link Card. Jej koszt to 12 SGD, z czego koszt samej karty wynosi 5 SGD i posiada ona początkowe doładowanie w wysokości 7 SGD. Kartę można doładować w automacie na każdej stacji metra za min. 10 SGD. Można używać jej zarówno w metrze jak i autobusach. Do singapurskich busów zawsze wsiada się przednimi drzwiami przy kierowcy, gdzie trzeba odbić kartę, a wysiada się środkowymi drzwiami, gdzie przy wyjściu również trzeba kliknąć kartą. Można kupić jednorazowy bilet u kierowcy ale trzeba mieć zawsze odliczoną kwotę, bo nie wydają reszty. Cenę można sprawdzić w tabelce na przystanku.
Najlepszym środkiem transportu dla nas, jak zawsze, są własne nogi. Singapur jest idealnym miastem do chodzenia!
Więcej o Singapurze znajdziesz tutaj:
Singapurskie smaczki
Singapurska kraina czarów
GALERIA
[AFG_gallery id=’21’]